Kubus Puchatek, śmieszne teksty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Opowieść o Kubusiu Puchatku
Część pierwsza...
Był piękny majowy poranek... Prosiaczek, Kubuś Puchatek, Tygrysek i Królik siedzieli w domku u Kłapouchego.
- Leje jak skurwysyn - jęknął Królik.
- Ta... Nawet miodka pitnego nie mam się ochoty napić - wysapał Kubuś.
- Jak chcecie to mam wino HERACLES - Classic Płońsk Aperitif - zaproponował Kłapołuchy.
- Jak kosztowało więcej niż 3 zł to nie pijemy - odrzekł Prosiaczek.
- Kosztowało 3,40 zł. Chceta? Jak ni to som se golnę - rzekł rozjuszony Kłapołuchy.
- Dobra dawaj - rzekł Królik leniwie otwierając butelkę.
- Coś się gówno nie chce otworzyć... - sapnął.
- Nożem go! - zaczął kibicować Prosiaczek..
- Szabli, kurwa szabli! - Tygrysek poczerwieniał niczym alkoholik na ciężkim głodzie.
- Na! - Wrzasnął Puchatek wykonując cięcie podłużne nożem w kierunku butelki.
- ŁŁŁŁŁAAAAAAA!!!! - rozległ się krzyk Królika.
Okazało się że Kubuś w swoim heroicznym ataku na butelkę obciął królikowi obie dłonie. Butelka z hukiem rozbiła się o ziemię...
- Ja pierdolę.. Kurwa, Królik coś ty zrobił??? - rzekł mocno rozczarowany Tygrysek.
- ŁAAAA, ŁAAA! - darł się Królik.
- Zlizujcie z podłogi!.. - rzucił się na kolana Prosiaczek.
- ŁAAA, ŁAAA! - darł się coraz ciszej Królik.
- Niech ktoś go zamknie bo mi sąsiedzi będą się burzyć że strasznie hałasuję... - zamruczał Kłapołuchy.
- Łaa...aaa....bum. - Królik z powodu dużej ilości straconej krwi zemdlał.
- I co teraz łosie? Mam zapaskudzony cały dywan, perski! Tkany pod Wilkowniczkami Górnymi! Patrzta! Tu wino, a tu krew. Jak ja to wszystko umyję.??? - jęczał Kłapołuchy.
- A co zrobimy z Kłapobrzuchym (hic!)?? - zapytał nieco podchmielony Prosiaczek.
- Wyjebać go za drzwi bo zapaskudzi całe mieszkanie! - Tygrysek nie mógł ścierpieć straconego wina.
- Nie no, panowie, biedak się wykrwawia... Niech ktoś zadzwoni po Pana Sowę. On będzie wiedział co zrobić! - Puchatek nie tracił zimnej krwi.
- Halooo? Pan Sowa? Mamy problem. Królikowi odpadły dłonie i strasznie krwawi. A teraz nagle zasnął. Niech pan przyjdzie bo zapaskudzi mi całe mieszkanie... - Kłapołuchy lekko załamany przekonywał właśnie Pana Sowę.
- I co? - zapytał Tygrysek.
- Już leci.. - odparł Kłapołuchy.
Po chwili Pan Sowa stał już w drzwiach jego domku.
- Wy debile... - Pan Sowa jak zwykle nie mógł stracić okazji ukazania swojej wyższości intelektualnej - Który głąb obciął Królikowi dłonie.???
- Ja nic nie wim! Nic nie wim i nic nie powim! - Krzyczał podniecony Tygrysek
. - Bo one tak same... To znaczy on stał, otwierał żur i nagle dłonie mu odpadły... - palił Niemca Puchatek.
- Taa. Jasne. A tym zakrwawionym nożem to pewnie się podpierał??? - Pan Sowa jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, odkrył w sobie żyłkę detektywa.
- Prosiaczek! Gadaj co tu się stało! - wrzasnął Pan Sowa do Prosiaczka.
- Nic mu nie mów. To na pewno agent Mossadu!. Zobacz jaki ma nos! To na pewno jakaś żydo-masoneria! Gazem go! - Puchatek słynący ze swoich antysemickich poglądów nagle poczerwieniał.
- Noo więc my... to znaczy strasznie padał deszcz... i Kłapołuchy dał nam żur... i Puchatek chciał mu pomóc...i Królikowi odpadły dłonie. - wystękał Prosiaczek.
- Obcinając mu dłonie ??? - Pan Sowa nie krył bezsensu tej opowieści.
- Nie wierzę w ani jedno słowo! Wg. mnie cała sprawa wyglądała tak: Królik i Puchatek byli na kacu i potrzebowali klina. A że Puchatek miał tylko miód postanowili się udać na poszukiwania czegoś mocniejszego. Po drodze spotkali Prosiaczka. Gdy byli u Królika okazało się, że tamten już wszystko wypił więc udali się do Tygryska. Tygrysek miał tylko LSD i haszysz ale nic do picia. Więc po zażyciu po jednym kwasiku udali się do Kłapouchego. Kłapołuchy miał wino. Gdy więc Królik wziął się do opróżniania butelki, Puchatek podstępnie zadał mu parę ciosów nożem w plecy. Jednakże nie trafił i obciął mu dłonie. Czyż nie tak było?!?!
- NIE! odpowiedzieli chórem wszyscy (oprócz Królika)
- Przyszedłeś tu leczyć czy pierdolić głupoty? Zamknij dzioba bo jak ci przypierdolę to ci pióra dupą wyjdą! - krzyczał Prosiaczek, który właśnie zauważył że Królik strasznie posiniał.
- No dobra.. dobra... już go leczę... Ale pamiętajcie..."The truth is out there"...
- Te! Molder! SIAT - DA - FAK- AP ! - wrzasnął Tygrysek.
Po chwili Królik był cały i zdrowy i leżał spokojnie na łóżku.
- Królik jest cały ale jest bardzo wyczerpany. Musi dużo odpoczywać... A i przydała mu by się transfuzja. - Pan Sowa zbierał się do odejścia.
- Fuzja? My nie jesteśmy pedałami! - odrzekł stanowczo Tygrysek.
- Transfuzja! ...A z resztą nie ważne. Ja spadam. Na razie debile! - Pan Sowa zamkną z hukiem za sobą drzwi.
- Ty Skurwielu! - rzucił się na królika Tygrysek - wylałeś całe jebane wino. Nawet się nie podzieliłeś. Wybryknę ci dupę do mózgu! - Tygrysek skakał po Króliku.
- Przestań... przestań... A z resztą... Pobrudziłeś mi cały jebany dywan... Te Tygrysek to skakanie jest całkiem fajne... - rzekł Kłapołuchy przyłączając się do Tygryska.
Nagle ziemia zadrżała i do pokoju wkręcił się Goofer robiąc sporą dziurę w podłodze.
- So jeft, kurwa?
- Nic nie jest. Spierdalaj! - Puchatek wymierzył mu soczystego kopa prosto w wystającą z ziemi głowę.
W między czasie kuracja wstrząsowa Tygryska i Kłapouchego odniosła zamierzony skutek. Królik się obudził...
- Może byście kurwa ze mnie zeszli co? - Królik sprawiał wrażenie lekko zdenerwowanego.
- Ups. Trzeba wiać... - Rzekł Puchatek udając się po cichu w stronę drzwi.
- A, to ty, choć tu, choć tu, choć tu... - Królik szybko zauważył sprawcę wypadku. Puchatek biegiem rzucił się w stronę drzwi. Niestety Pan Sowa zatrzasnął je tak mocno że Kubuś nie miał siły ich otworzyć. Odwrócił się więc na pięcie i krzyknął:
- Tygrysek, Kłapołuchy, Prosiaczek! Trzymać skurwiela!
I cała gromadka rzuciła się na przerażonego Królika. Po chwili Królik siedział związany w kącie.
- Panowie! Ten złoczyńca musi odpokutować za zniszczenia tak cudownego napoju jakim jest HERACLES -Classic Płońsk Aperitif. Mam pewien plan. Tygrysku masz przy sobie kartoniki z LSD? - Rozpoczął dyskusję Puchatek.
- Mam.. jeszcze trzy... - odparł Tygrysek.
- Dawaj. Zafundujemy Królikowi darmową przejażdżkę - Powiedział z szyderczym uśmiechem Puchatek.
- Pojebało cię??? Nie dość że rozjebał wino to jeszcze mam mu fundować darmowego tripa.??? - Tygrysek nie mógł uwierzyć w słowa Puchatka.
- Nie o to chodzi... Mam pewien plan. Dasz mu wszystkie trzy a Kłapołuchy wprowadzi go w złego TRIPa.!
- Hehehe! Zajebiście... Powiemy mu że za chwile jest koniec świata, albo że zaraz będzie w jego domu impreza disco polo lub techno. - rzekł zadowolony Tygrysek.
- hihihi! Albo że zamiast fiuta ma marchewkę... - zaśmiał się Prosiaczek.
- Też mi dowcip. I co to da? - zapytał Kłapołuchy.
- Nie kapujesz? Króliki uwielbiają marchewkę... Po paru godzinach nie wytrzyma i będzie ją chciał zjeść! I albo złamie sobie kręgosłup albo odgryzie sobie fujarę... hihihihi! - Prosiaczek śmiał się coraz głośniej.
- Hehehe. Dobre ale mam coś lepsiejszego - rzekł Kłapołuchy.
- Dobra dawać go - rzekł Puchatek i wcisną przerażonemu Królikowi 3 porcje LSD do mordy. Po chwili Królik zaczął niezrozumiale bełkotać co wskazywało na stan przed podróżą.
- Dobra Kłapołuchy, możesz zaczynać... - rzekł Tygrysek..
- Drogi Króliku... mam złą wiadomość... - rzekł Kłapołuchy najposępniej jak tylko potrafił - cierpisz na dziwną chorobę... Objawia się ona tym że odpadają ci wszystkie kończyny...
- Bylyfyzytsyf ??? - wybełkotał zdziwiony Królik.
- Noo.. a potem masz wielką ochotę ciągnąć wszystkim druta... hehe.. - dołożył Puchatek.
- A jedyną kuracją jest nasranie ci na łeb! - warknął przez zęby wciąż wściekły Tygrysek.
- Ale najpierw masz wielką ochotę biegać w kółko i wydawać dźwięk "PI PI PI PI" - zakończył Prosiaczek.
Już po chwili ku uciesze wszystkich królik biegał wokół stołu i darł mordę. Po paru minutach nagle przestał i upadł bezwładnie na ziemię...
- Te, Królik, co ci jest? - zapytał Kłapołuchy.
- Moje nogi... Popatrzcie na moje nogi... zgubiłem... odpadły... nie ma..... łaaaaaaa!!!!!! - darł się przerażony Królik.
- Noo... poważna sprawa... - zachichotał Prosiaczek.
- Kłapołuchy zrób mu zdjęcie! - krzykną Puchatek.
- A teraz ręce... ratujcie moje ręce... łojezu AAAAA.! - Królik popadał w coraz głębszą paranoję..
Tymczasem Kłapołuchy pstrykał kolejne zdjęcie.
- Wyśle je do całej jego zasranej rodziny, hehehe - cieszył się.
- Zasranej...? TAK! Niech ktoś mi nasra na głowę.. Błagam, osrajcie mnę! Proszę - królik był bliski płaczu. Nie dokończył jednak gdyż wielkie gówno wylądowało mu na twarzy... Po chwili drugie... i trzecie... Gdy wszyscy już się wypróżnili, Królik zaczął dochodzić powoli do siebie....
- Och... już mi lepiej... popatrzcie nogi mi odrosły....
- Uwaga! - przerwał mu Tygrysek.
- Inwazja żółtych kuleczek! Chować się! - Królik wstał, rozejrzał się i z krzykiem wybiegł z domku.
- Nic mu nie będzie? - zaniepokoił się Prosiaczek.
- Nie tam... Jego trip będzie trwał około 48 godzin... Niebezpieczeństwo jest małe bo samochodów u nas nie ma...co najwyżej może spierdolić się z drzewa jak będzie myślał że umie latać. Albo dostanie od kogoś w mordę... - stwierdził "doświadczony" Tygrysek.
- No to posprzątajmy tu trochę...- rzekł Kłapołuchy.
Nagle drzwi się otworzyły i staną w nich Krzyś. Był ubrany w białą koszulę, na niej miał czarną skórzaną marynarkę i spodnie "piramidy". Wszedł do sali podśpiewując: "Kolorowe sny kiedy ja - dotykam siebie".
- A ten gej czego tu chciał? - zapytał Puchatek.
- Czołem załoga! - wykrzyknął Krzyś.
- Wal się na ryj - zamruczał Tygrysek po czym wszyscy oprócz Krzysia wybuchnęli śmiechem.
- Co się stało z Królikiem? Spotkałem go po drodze. Biegł jak by go coś goniło i darł się jak opętany. - zapytał Krzyś.
- Królik się trochę źle poczuł. Ale za dwa dni mu przejdzie... - odparł Kłapołuchy.
- A czemu tu tak brudno...? I dlaczego tu tak dziwnie pachnie tym...no....HEJ! to przecież jest ALKOHOL! - krzykną Krzyś.
- Braaawooo... - jęknął Tygrysek.
- Jak mogliście... Mama mi mówiła że alkohol zabija... od niego się umiera.... nie wolno go pić...zawiodłem się na was...Idę do domu.. i powiem mamie! - rzekł Krzyś i trzasnął drzwiami.
- Idź i ją tu przyprowadź.. Nasram na jej grób. - rzekł na odchodnym Tygrysek.
- Taa. Zarżniemy ją koncertowo... - dorzucił swoje Kłapołuchy.
- Wiecie co... nie chce mi się tu siedzieć... chodźmy przejść się po lesie... - zaproponował Prosiaczek. I cała czwórka wybiegła na dwór w poszukiwaniu kolejnej przygody.....
Część druga...
Był piękny majowy wieczór. Puchatek, Prosiaczek, Kłapołuchy i Tygrysek wybierali się właśnie na wycieczkę...
- Znów leje...Co za chujowy klimat... - jęknął Puchatek.
- A mnie to zwisa.... - rzekł Kłapołuchy rozkładając swój mały parasol.
- Judasz! - warknął Tygrysek.
- Hehe. Nie Judasz tylko wynalazca. - odparł Prosiaczek.
- Nie ważne. Co teraz robimy? Pragnę przypomnieć że Królik ma złego Trip'a, a Goofer najprawdopodobniej nie żyje bo dostał soczystego kopa z zęby. A więc? - Puchatek był ja zwykle kurewsko bezpośredni.
- Myślę że tak chujowy wieczór można by rozpocząć czymś mocniejszym...- wystękał nieśmiało Prosiaczek.
- No, myślę że jest to dobry pomysł. Chodźmy na piwną górkę. Mieszkająca tam BabaJaga ma na pewno jakieś dobre trunki - rzekł Puchatek.
Nagle otoczyła ich dziwna brygada...
- Czego? - zapytał bezpośrednio Tygrysek.
- Jesteśmy Łowcy Pip. A w tym miejscu powinien stać nasz przywódca DonVasyl. Niestety nie ma go wśród nas. - rzekł doniośle jeden z nich.
- A gdzie jest? Umarło mu się, czy po prostu go zabili? - zapytał Prosiaczek.
- Ma małe problemy z psychiką i własnym penisem ale wkrótce mu przejdzie.. A.. macie jakieś pipy do złowienia? - zapytał drugi z nich.
- Taa. Jedną. Nazywa się Krzyś. Wyjątkowa pipa a do tego straszny maminsynek. Jego postać wzorowana jest na Szadim z Just5, który bardzo kocha swoją mamę i nie bardzo lubi dziewczyny - Puchatek nie krył swojej niechęci do Krzyśka.
- Jebana pipa!!! - wykrzyknęli łowcy.
- Noo.. i w dodatku nienawidzi łowców pip - rzekł Prosiaczek.
- Zabić skurwiela... Bierzemy go. To największa pipa jaką dotychczas widzieliśmy. Gdzie go znajdziemy? - zapytał trzeci z nich.
- Mieszka z mamą w pedalskim domku z białym płotkiem na skraju lasu. - wskazał drogę Puchatek.
- Dzięki. Takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego... - rzekł czwarty z nich po czym obydwaj udali się w kierunku domku Krysia.
- No to jednego pajaca mniej, a wieczór dopiero się zaczyna... - rzekł z uśmiechem na ustach Kłapołuchy.
Nasi bohaterowie ruszyli w stronę piwnej górki. Już po chwili byli na jej szczycie. Wtem przebiegła koło nich wielka LoveDoll.
- Widzieliście to? - zapytał zdziwiony Prosiaczek.
- Nie wiem... Czy to jawa czy sen.... - zanucił Puchatek.
- Ani chybi to była lalka miłości. Miała taką fajną minę... taką rozdziawioną.... - Kłapołuchy nie krył swoich fantazji...
Po chwili cała czwórka była na szczycie przed chatką Babyjagi.
- Jo, Babajagi ! Veni,Vidi,Vino! - zakrzyknął Tygrysek
- Nie jestem żadnym Babajagiem! Mam na imię Abrakadabrakapokuskonstantynopolitańczykowianeczkatrzy! - rzekła wyniośle wiedźma.
- A możemy cię w skrócie nazywać....chuj? - zapytał niepewnie Prosiaczek.
- Nie! , kurwa dlaczego wszyscy chcą mnie w skrócie nazywać chuj? Co jest ze mną nie tak? Może źle wyglądam... tak słabo się odżywiam... a tak bajdełej to czego chcecie?
- Chcemy dobre wino za 3 złote.
- Nie mam w detalu. To sklep dla prawdziwych smakoszy. Mam tylko 6-paki winobluszczy-win po 20 zł. chcecie?
- To se newrati... walnął Puchatek.
- Zamknij ten swój pluszowy ryj. Bierzemy dwa! - warknął Tygrysek.
Po chwili cała czwórka upajała się aromatem i smakiem wina HERACLES - Classic Płońsk Aperitiff.
- No to panowie - BĄ ŻUR! - wzniósł toast Kłapołuchy.
- Taaaak.... Heracles - to jest to. - rzekł z rozkoszą Tygrysek.
- Heracles, I do it my way! - dodał Puchatek.
- Bylyfyzytsyf - dodał Prosiaczek.
- Zbiłem butelkę - jęknął głucho Kłapołuchy.
- Wiecie co myślę? We are rulers of this world - rzekł dumnie Puchatek.
- Po dwóch winach każdy jest rulezem - stwierdził Prosiaczek.
- Ha. Duma mnęł rospera... - jęknął Tygrysek.
- Dobra... My tu gadu-gadu a ja mam ochotę podupczyć. Chodźmy na disco. Tam na pewno jakieś fajne dziołchy będą.
- Nu. To je myśl. - wybełkotał Kłapołuchy i cała czwórka po woli udała się w stronę pobliskiego miasteczka gdzie właśnie odbywała się dyskoteka.
- Hej Łosie, luk-et-diz! - wskazał na plakat Tygrysek.
-.."Dziś w remizie dyskoteka. Nikt już nie śpi, nikt nie czeka. Przewidziano występ świetny, Just5 będzie -bądźcie grzeczni. A rej wodzić będzie Sowa, didżej świetna, wybuchowa." - przeczytał z wielkim trudem Puchatek.
- Ja pierdolę, ale rymy - chyba komuś przyjebimy. - dorzucił swoje Tygrysek.
- Chciałeś powiedzieć, przyjebiemy? - zapytał Prosiaczek.
- Nie, bo przyjebiemy nie rymuje się z rymy, a z resztą nie ważne. - odparł Tygrysek.
- Dobra, wchodzimy. - rzekł stanowczo Puchatek.
I wszyscy udali się do remizy. Gdy byli już w środku nagle na scenę wkroczył Pan Sowa.
- ...Heloł, heloł! Na dzisiejszym koncercie wita was Didzej Sova! Tak! Dzisiaj koncert DzastFajf! A więc dziewczyny szykujcie majtki. Oto ONE! - ups sorry. Oczywiście chciałem powiedzieć ONI! - JUST 5!
I w rytm muzyki disco na scenę wkroczyli JUST 5. "
- ...Kolorowe sny kiedy ja..." - nie dokończył SZADI bo butelka po winie rozbiła się o jego głowę.
- Musiałem mu przypierdolić.- rzekł z uśmiechem Tygrysek.
- Hopoki! Bijo Dzastów. - wrzasnął ktoś z tłumu. I wszyscy wokół rzucili się na naszych bohaterów.
- Panowie, spierdalamy!!! - wrzasnął Puchatek. Lecz gdy wykonał energiczny obrót natychmiast został powalony strzałem sztachetą w nery.
- Doom!!!! - krzyknął Tygrysek po czym padł znokautowany 2 litrową butelką zwrotną. Cała impreza trwała jeszcze przez ok. 10 min. po czym cała czwórka została wyrzucona na pobliską zwałkę. Bardzo potłuczeni, aczkolwiek cali nasi bohaterowie powoli zaczęli dochodzić do siebie.
- Jaa pieeerdoooleee.....- jęknął głucho Puchatek.
- Moje plecy.... - wystękał kłapołuchy.
- Kto zgasił światło? - zapytał przezornie Tygrysek.
- Cały ten incydent nie miał by miejsca gdyby nie to, że Tygrysek przypierdolił Szadiemu winem w jego pedalski łeb. - stwierdził spokojnie Kłapołuchy.
- Ale przyznajcie że widok szyjki wbijającej się Szadiemu w oko był wyjebany!? - odparł Tygrysek.
- Ta... To było wiekopomne wydarzenie... - przytaknął Prosiaczek.
- Dobra, pozbierajmy się z tego łajna i wracajmy do domu... - rzekł Puchatek, po czym cała czwórka udała się spokojnie do swoich domów...
Część trzecia...
Była piękna majowa noc. Bezchmurne niebo wspaniale ukazywało miliony gwiazd i niesamowitą tarczę pełnego księżyca.
- Ciągle leje... Czy ten jebany deszcz nigdy nie przestanie padać? Jeszcze trochę a wyrosną mi płetwy! - Tygrysek nie krył poirytowania.
- Ma to swoje plusy... Na przykład Goofer, jeśli jeszcze żyje, popierdala teraz z wiadrami i wylewa wodę ze swoich tuneli.- stwierdził z uśmiechem na ustach Puchatek.
Wtem cała czwórka wpadła do wielkiej rwącej rzeki...
- Ppppanowie, tu tego nie było... - stwierdził niepewnie Prosiaczek.
- Rollyn.., rollyn..., rollyn on the river.... - podśpiewywał głucho Kłapołuchy.
- Sprawa jest poważna... Myślę że dość już tej kąpieli. Wychodzimy. - stwierdził Tygrysek, po czym nasi bohaterowie wstali i wyszli z wody.
- To był chyba najbardziej psychodeliczny kwas dzisiejszej nocy... - powiedział Puchatek.
- A tak fajnie mi się śpiewało.... - wystękał Kłapołuchy.
- Myślę że dobrym pomysłem byłoby rozpalenie ogniska i osuszenie się. - stwierdził Prosiaczek.
- No, a nie łatwiej byłoby iść do domu i tam się wysuszyć? - zapytał lekko zdziwiony Tygrysek.
- No byłoby, ale tak jest bardziej romantycznie. Niech Kłapouch i Tygrysek skoczą po jakieś drewno, a ja z Prosiaczkiem rozpalimy ognisko. - rzekł Puchatek.
Już po chwili Puchatek, Prosiaczek i Tygrysek grzali się przy ognisku. Po pewnym czasie dołączył do nich Kłapołuchy.
- Panowie znalazłem wino i trochę mięsa. Upieczemy? - zapytał Kłapołuchy.
- No co ty głupi? Wino chcesz piec? - Puchatek nie krył zdziwienia.
- Nie wino tylko mięsko. Będą dobre szaszłyki. - odparł Kłapołuchy. Po czym cała czwórka obaliła wino i zabrała się do jedzenia szaszłyków.
- A ciekawe co się dzieje z Gooferem. Czy nadal wylewa wodę ze swoich kanałów? Jak myślicie? - zapytał Puchatek.
- Ja tak właściwie to go nigdy nie lubiłem... - stwierdził Tygrysek.
- To nie jedz... - odparł leniwie Kłapołuchy.
- Oooo kkkkurwwwa!!!! - wystękał przerażony Prosiaczek.
- Coś czułem że to mięso jest jakieś lewe. Strasznie śmierdziało stęchlizną... - stwierdził obgryzając kość przedramienia Puchatek.
- Mam nadzieję że chociaż ketchup był prawdziwy... - jęknął Tygrysek, polewając udko czerwonym płynem.
- A z skąd niby o tej porze w lesie wziął bym pomidory, konserwanty, barwnik naturalny E-20, kwasek cytrynowy, i wreszcie butelkę? - zapytał Kłapołuchy.
- Uff. Ale dobrze że dodałeś cebulki bo by był nie do zjedzenia...- wycedził przez zęby Puchatek.
- A tak w ogóle to z skąd ty się Kłapołuchy tu wziąłeś? Przecież nie mieszkasz z nami w lesie od początku? - zapytał Tygrysek.
- Dobrze że o to pytasz. No więc przyjechałem do was ze Stanów Zjednoczonych. Uciekłem tam z zamkniętego zakładu dla morderców-psychopatów. Tak naprawdę nazywam się Hannibal Lektor. Na mnie był właśnie wzorowany bohater "Milczenia Owiec".
- To świetnie. Wiedziałem, że tylko pozornie jesteś taki spokojny. Wiedziałem, że twoja dusza jest rozrywana setką krzyczących jaźni... - rzekł z dumą w głosie Puchatek.
- Ale z skąd oni wzięli ten tytuł? - zapytał Tygrysek.
- Bo "Star Wars" był już zajęty. - odparł smutnie Kłapouch.
- Dobra! Nażarci, napojeni, wyschnięci. A teraz do domów spać! - wrzasnął Tygrysek.
Po chwili wszyscy rozeszli się do domów. Ranek okazał się jak zwykle piękny i słoneczny.
- Jak zwykle kurwa pada. Ja to pierdolę, dziś nigdzie nie wychodzę!...no może oprócz stawienia się na komisję wojskową !?... Zdziwił się Tygrysek otwierając poranną pocztę. Wśród sterty dwóch listów znajdowało się wezwanie na komisję wojskową. - To jakiś przekręt ... W tej bajce nie ma wojska!. Był Wojski ale to nie to... a z resztą cholera ich tam wie... dziś za godzinę.... dobra, coś się wymyśli.... - rzekł smętnie Tygrysek włączając telewizor. Właśnie leciał serial "Wujek dobra rada" ze S. Mikulskim w roli głównej.
-... "Wujek dobra rada" ...co...? znajdź jakąś radę dla mnie wuju....- wycedził przez zęby Tygrysek.
- To proste. Zrób sobie krzywdę, złam nogę lub coś innego. Nie będziesz mógł brykać przez pewien czas ale armia uzna cię za nie przydatnego do służby. - odezwał się z ekranu Wujek Dobra Rada.
- Jasne!! Połamię sobie ręce i nogi.... Nie będę mógł co prawda brykać przez pewien czas ale co tam... ważne że mnie armia nie wcieli...- to mówiąc Tygrysek rozpędził się i przypierdolił w pobliskie drzewo.
Pogotowie stwierdziło liczne złamania oraz potłuczenia, wstrząs mózgu, ginekomastię, chorobę wrzodową odbytnicy, stulejkę, raka macicy, wrzody żołądka, arytmię serca, chorobę wieńcową, kiłę, rzeżączkę, syfa i wilka. Pacjent został zapakowany na wózek i odwieziony na komisję wojskową. Tam czekali już Puchatek, Prosiaczek, Kłapouchy, Krzyś i zapakowany w kaftan bezpieczeństwa, przeżywający jeszcze resztki złego trip'a Królik. Pierwszy wezwany został Krzyś. Po chwili jednak wyszedł z hukiem zamykając za sobą drzwi.
- Motyla noga! A tak chciałem być żołnierzem! - rzekł zawiedziony Krzyś.
- ooo kurwa, jakie on ma fajne przekleństwa.... - jęknął głucho Kłapołuchy.
- Co, nie wzięli? - zapytał z niedowierzaniem Prosiaczek.
- Niee tam... Najpierw zaglądali mi do pupy, potem coś mówili o jakiś częściach rowerowych...
- O pedałach? - zapytał Puchatek
- Tak, tak! i za raz mnie wykopali bo podobno takich jak ja to nie biorą! Niech to kurzy dziób! - dodał zawiedziony Krzyś.
- Powiedz tak jeszcze raz a jak ci przypierdolę...- wycedził przez zęby Prosiaczek.
- Och... jak ty mówisz.... Nie wolno tak brzydko mówić... powiem maaamieee...łeeeeee! - i Krzyś z płaczem pobiegł do domu.
- Taaa. przyprowadź ją tutaj. Nakręcimy pornola ze świniami i twoją starą! - krzyknął Tygrysek.
- Smarkam na ciebie synu szklarza! Twoja matka była chomikiem, a ojciec śmierdział skisłymi jagodami! - dodał Prosiaczek.
- Jak coś takiego jeszcze chodzi po ziemi... ciekawe dlaczego te łowiące pipy jeszcze go nie dopadły... jak bym był nieco młodszy to dopiero bym mu dał motylą nogę.... - stęknął głucho Kłapołuchy.
W tym właśnie momencie wkroczyli do sali Łowcy Pip.
- Oddział stać! - wrzasnął piąty z nich.
- A wam co? Macie mózgi w kolorze kamuflażu? - Tygrysek patrzył na łowców jak na bandę idiotów.
- Rekrutancie Tygrysku ! Służba ojczyźnie to nasz wspólny, zbiorowy obowiązek! - rzekł trzeci z nich.
- Frajerscy Łowcy! Służba ojczyźnie w czerwonych beretach jest niczym innym jak całowanie lwa w dupę. Przyjemność żadna a niebezpieczeństwo utraty życia - ogromne! - dodał Kłapołuchy.
- Mylicie się rekrutancie Kłapołuchy! Jesteśmy dumni że możemy bronić ojczyzny od wszelkich wrogów i pip. - Przerwał mu ósmy z nich.
- Zetną wam włosy....hehe! - uśmiechnął się Puchatek.
- Cooooo?!? Łowcy! Spierdalamy! - wrzasnął trzeci z nich po czym obydwaj w pośpiechu wybiegli z sali.
- Do dupy z nimi robota. - stwierdził Prosiaczek.
Po paru godzinach nasi bohaterowie byli w domach i żaden z nich nie został zaakceptowany przez komisję wojskową. Najbardziej zły z nich był Tygrysek, który musiał spędzić na wózku następne 2 miesiące, a do wojska go nie wzięli ze względu na płaskostopie.
Część czwarta...
Wstawał kolejny wspaniały czerwcowy dzień... Radio Maryja zapowiadało tydzień upalnej, słonecznej pogody...
- W takim razie dlaczego kurwa twoja mać nad moim domem ciągle wisi jakaś jebana chmura i pada jebany deszcz?! - darł się Tygrysek do słuchawki.
- Mój synu... my jesteśmy radiem katolickim, przenoszącym dobrą nowinę, a nie stacją meteorologiczną. A tak w ogóle to nie klnij mój synu bo jesteś na wizji, tzn. na fonii i wszyscy cię słyszą... - odezwał się ksiądz prowadzący audycję w radiu Maryja.
- W takim razie.... trzy słowa dla ojca prowadzącego.... chuj ci w dupę!!! - wrzasnął Tygrysek i rzucił słuchawkę.
- Kiedyś rozwalę im tą chrześcijańska budę... Jebany kler... "Krzyku trzeba mi... kiedy szept... bojaźliwie łka..." - Tygrysek podśpiewując wyszedł przed domek.
- Pierdolę taką robotę... ten jebany deszcz sprał mi prawie całe prążki... idę na piwo... - już po chwili Tygrysek był pod budką z piwem gdzie leniwie sączyli złoty trunek Puchatek, Kłapouchy i Królik.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]